czwartek, 4 marca 2010

Uwaga: Zmiana adresu

Witam, zmieniam adres na bardziej przyjazny dla użytkowników. Przez jakiś czas jeszcze będzie dostępna ten blog, ale to samo i nawet więcej będzie od dzisiaj dostępne pod adresem: http://beastworm.blogspot.com

środa, 24 lutego 2010

Karnawał Blogowy RPG #8: Marzy mi się...

Link do inicjatora tej edycji karnawału: Karnawał Blogowy RPG #8: Marzy mi się...

W końcu trzeba się zabrać za Karnawał Blogowy. Ostrzegam, będzie prywatnie i kameralnie. Żadne tam pokoje na świecie czy RPGi za złotówkę. Dziś będzie o małych marzeniach które maja duże szanse się spełnić.

Pierwsze właśnie realizuję. Większość marzeń związanych mam z chęciami którym nieraz daleko jest do czynów. Wziąć w końcu udział w Karnawale. Pomysły miałem na większość edycji ale na nich najczęściej się kończyło. Mam nadzieję że w końcu to się zmieni.

Jako że jestem nieuleczalnym RPGowcem i nałóg ten lubię, bardzo żałuję że ostatnio coraz mniej gram w RPGi. Marzy mi się w końcu zasiąść do jakiejś kampanii ciągnącej się przez minimum kilkanaście miesięcy i to nie ważne czy jako gracz czy jako MG. Na talerzu są dwa systemy: Shadowrun 4ed oraz Savage Worlds (cieszę się że wyjdą po polsku bo to fajny system). Na Shadowruna choruję już od dawna, ciekawy świat pełen możliwości oczarował mnie już od czasu wydania drugiej edycji w Polsce. Niestety z przekonaniem znajomych do ruszenia go mam ciągle problemy, choć po tych kilku latach dostrzegam, że mur niechęci zaczyna się kruszyć. I jest szansa na spełnienie się tego marzenia. SWEX forsuję od jakiegoś roku i kilka sesji już na tej mechanice rozegraliśmy. Powrócę do tych systemów jeszcze przy okazji pozostałych marzeń.

Jako że grupa z którą gram regularnie już kilkanaście lat porozjeżdżała się po Polsce (niektóre osoby nawet dalej) mamy duży problem z regularnością spotkań. I nawet jak się spotykamy to najczęściej skład osobowy różni się od poprzedniego spotkania. Sprawia to że od jakichś dwóch, trzech lat nie mamy szansy zagrać kampanię. Spotkania upływają nam na graniu w planszówki lub improwizowane jednostrzałówki z których niewiele zostało zakończonych. Kiedyś próbowałem sesji przez chaty i inne irce i kompletnie mi taka rozrywka nie podeszła. Także PBEM i PBF mnie odrzuciły pomimo kilku prób. Moje nieudolne grafomańskie próby mnie denerwowały, poprawiałem swoje wypowiedzi w nieskończoność a i tak nie byłem zadowolony z wyników. W międzyczasie szukałem programów do grania online czyli wirtualnych stołów (Virtual Tabletop). Testowałem OpenRPG, MapTool, Battlegrounds, Fantasy Grounds, Gametable. Gdybym tylko mógł z każdego wyciągnąć po kawałku i złożyć to w jedną całość miałbym program idealny, choć cały czas odrzucała mnie komunikacja oparta na pisaniu w okienku chata. Jednak łącza internetowe stają się coraz szybsze i mogłem spróbować sesji z wykorzystaniem Skype + Vassal. Ostatnio na szczęście udało mi się uczestniczyć w kampanii w Eclipse Phase z ludźmi których nigdy nie widziałem na oczy. I spodobało mi się to. Choć czekam na program który będzie IDEALNY. Marzy mi się program do grania sesji online który będzie symulował stół: żadnych windowsowych okienek tylko jednolity blat z fakturą drewna lub jakąś klimatyczną tapetą, gdzie każdy z grających będzie miał wydzieloną przestrzeń na swoje notatki, kości itp., i będzie widział obszary udostępnione przez resztę graczy, kości będą się toczyć po stole i potem wrócą na obszar gracza który je rzucił uporządkowane, gdzie MG będzie mógł dodawać mapki i inne handouty wrzucając je na ten wirtualny stół, jeśli będzie potrzeba taktycznego rozegrania starć program zaoferuje obszerną bibliotekę tokenów przedstawiających smoki, szkielety i inne stwory.
No ale taki IDEALNY program musiałbym sam chyba napisać. Na szczęście odkryty niedawno Vassal sprawdza się zaskakująco dobrze.

Moim trzecim marzeniem jest napisanie własnej autorki. A właściwie świata. Wiele razy zmieniałem już założenia i szczegóły, wiele razy grzązłem w wymyślanych przez siebie zasadach by po chwili porzucić je na rzecz jednej z wielu mechanik mniej lub bardziej uniwersalnych. Jednak i tu jest nadzieja bo ostatnio znalazłem mechanikę prostą, szybką i przyjemną. Chodzi oczywiście o SWEX. A że nie mam zamiaru wydawać czegokolwiek drukiem uważam że nie mam co już szukać innych rozwiązań.

I na koniec ciekawostka. Kiedy ogłoszona została ósma edycja karnawału zapisałem sobie trzy marzenia:
1. Program do grania online, jaki miałby to być program, funkcje możliwości itp.
2. Kampania w Shadowrun
3. Napisać swoją autorkę
Minął prawie miesiąc i jest spora szansa że dwa pierwsze w niedługim czasie się spełnią. Vassal i komunikator głosowy dają szansę na normalne, regularne sesje. Mam już zadeklarowanego jednego znajomego, a dwóch następnych wyraziło chęć i tylko czekam na ich deklaracje. A i moje przebijanie muru Shadowrunem chyba daje rezultaty bo szanse na grę w ten system rosną. Marzenia się spełniają :)

wtorek, 29 grudnia 2009

Raport z Sesji #001 - Savage Worlds Explorer's Edition

To mój pierwszy AP-ek z sesji więc proszę o wyrozumiałość.

Miejsce: mieszkanie kumpla
Czas: noc z soboty na niedzielę 13-14 grudnia 2009 roku (tak gdzieś od 23:00 do 4:00)
Osoby: MG: Ja; Gracze: Pawlo, Adek, Karkaz
Przygotowania: Tak koło godziny 22 zacząłem spisywać szybki skrypt przygody. W czasie niezobowiązujących rozmów ustaliliśmy, że będzie to takie generic fantasy. Pawlo wyjął Descent: Journey to the Dark i chłopaki zaczęli od wybierania figurek postaci. Potem zaczęliśmy tworzyć postacie i tłumaczyłem pobieżnie zasady. W międzyczasie sprawdzałem jeszcze zasady podręcznika i statystyki potworów oraz spisywałem scenariusz.

Postacie powstały następujące:
Adek stworzył elfiego łucznika
Paweł - człowiek łotrzyk średnio umiejący walczyć
Karkaz - krasnoludzki wojownik z dwuręcznym młotem

Założyliśmy, że postacie znają się i już jakiś czas wędrują razem. Są niedobitkami armii pokonanej przez najeźdźcę uciekającymi na ziemie niczyje. Zaserwowałem im opis nocnego lasu i podnoszącej się gęstej mgły. Elf wyrusza na poszukiwanie dobrego miejsca na postój. Udany test Scouting i znajduje niezalesione wzgórze z kilkoma wielkimi głazami osłaniającymi od wiatru. Postacie rozbijają obóz. Nocny odpoczynek przy ognisku przerywa im zbliżające się coraz bliżej wycie wilków. Wataha pięciu wilków wspina się powarkując w górę zbocza.

Ustawiliśmy figurki postaci, za wilki robiły HellHoundy z Descenta. Drużyna przygotowuje się do potyczki z czterema zwykłymi wilkami i jedną Dziką Kartą. Niestety na początku założyłem że będą to nie zwykłe wilki a "Dire Wolf". Po pierwszej turze okazało się że jednak pięć takich stworów jest za mocna na trójkę początkujących graczy. Szybko więc zmieniłem statystyki na zwykłe wilki i walka ruszyła dalej. Drużynie rzuty nie wychodziły, nawet przy Dzikiej Kości trudno było przebić Parry na poziomie 5. Zasady gracze przyswoili łatwo i nie mieli później problemów z rzutami. Po jakiejś pół godzinie gry wilki zostały pokonane.

Strat po stronie graczy nie było jeśli nie liczyć pięciu wydanych przez nich Bennies'ów na otrząśnięcie się czy negację obrażeń. Okazało się że wilki potrafią stanowić niebezpieczeństwo dla początkującej drużyny. Walka przebiegała sprawnie, inicjatywa za pomocą kart bardzo ułatwiała orientację kto i kiedy działa.

Po raz pierwszy testowałem mechanikę walki z wykorzystaniem figurek. Dostrzegam wiele plusów takiego rozwiązania. Wszyscy widzą gdzie kto jest, wiadomo jak daleko może się poruszać. Negatywem jest fakt że trzeba owe figurki posiadać.

Po walce gracze postanowili udać się w kierunku wioski widzianej ze szczytu wzgórza. Docierają tam rankiem. Trwają właśnie przygotowania do jakiegoś lokalnego święta. Wieśniacy są jednak nieufni i bojaźliwi. Dopiero starszy wioski który również prowadzi jedyną karczmę wita się z przybyszami bez strachu.

Zastosowałem rzuty na Reaction Table (po raz pierwszy w mojej karierze jako MG) i będę je stosował częściej. Dają takiego małego kopa przygodzie i powodują, że gracze którzy zainwestowali w umiejętności i przewagi socjalne wiedzą po co to jest. Postać Pawła zajęła się opowiadaniem wieści z dalekiego świata ubarwiając "lekko" historię. Dzięki temu i rzutom na charyzmę kilka gracze zyskali sobie wśród kilku mieszkańców i karczmarza przyjaciół (Friendly).

Gracze postanowili odpocząć w wiosce przez kilka dni. Wszak ludność przygotowywała się do lokalnego święta. Niestety nie dałem graczom odpocząć. Rankiem następnego dnia graczy obudziły krzyki. Na wioskę napadła zgraja bandytów. Gracze raźno ruszyli im na spotkanie. Znów ustawiłem mapkę i przeciwników, gracze ustawili się i ruszyli zgodnie z zasadami. Walka poszła już szybciej niż poprzednia. Elf strzelał z łuku, krasnolud walił swoim dwuręcznym młotem, a człowiek wykańczał ich rapierem. Czterech bandytów i dowódca (Wild Card) tym razem nie stanowiło zagrożenia dla graczy choć i tu nie obyło się bez wydawania "fasolek".

Na koniec postanowiłem przetestować pościg wg zasad z podręcznika. Niestety tu coś zazgrzytało. Choć graczom udało się dogonić przeciwników i ich załatwić to jednak odbyło się to w sposób nudny. Może to wina późnej pory (czwarta nad ranem), może niedokładnego wczytania w zasady pościgu. Faktem jest że pościg był najnudniejszym fragmentem sesji w moim mniemaniu.

Po tym skończyliśmy sesję. Na zakończenie dałem graczom jasny cel: uratowanie porwanej córki karczmarza. Posprzątaliśmy figurki i rozeszliśmy się do domów.

PODSUMOWANIE
SWEX jest taki jak go opisują. Szybki, Wściekły, Zabawny. Jako mechanika uniwersalna sprawdził się znakomicie. Wykorzystanie figurek również bardzo pomogło podczas rozgrywki, wiadomo było co gdzie jest, jaki jest zasięg i walka szła sprawnie. Karty inicjatywy spełniały swoją rolę znakomicie. Jedyne przestoje to rozkładanie planów i figurek na stole oraz moje lagi wywołane wyszukiwaniem zasad w podręczniku. Ale nawet one trwały relatywnie krótko. Zasady są do ogarnięcia spokojnie nawet przez niedzielnego gracza, a i prowadzący nie musi wertować kilku podręczników w poszukiwaniu wyjątków od reguł. Następna sesja jeszcze w tym roku :)

czwartek, 26 listopada 2009

Początek, czyli dawno, dawno temu, za górami i lasami...

Moja przygoda z RPG zaczęła się pewnego listopadowego wieczoru Anno Domini 1994 (można powiedzieć że to dokładnie 15 lat temu, bo gdy piszę te słowa jest listopad 2009 roku). Kupowałem w kiosku Nową Fantastykę gdy mój wzrok padł na dziwną okładkę. Tuż przed NF leżał Złoty Smok. Gdy dotarłem do domu zagłębiłem się w lekturze. To było coś. Przedtem co prawda czytywałem Nową Fantastykę, grałem w planszówki wydawane przez Encore i Sferę, no i wiedziałem że istnieje takie coś jak gry fabularne z czasopisma Commodore&Amiga (właściwie to był tylko jeden akapit po którym nastąpiło opisanie ciekawych RPGów komputerowych, ale te kilka zdań wystarczyło bym szukał informacji o nowej, ciekawej zabawie) ale nigdy wcześniej nie widziałem żadnego pisma poświęconego RPGom, nie czytałem scenariusza. I choć po przeczytaniu nadal nie wiedziałem wielu rzeczy to tak właśnie się zaczęło moje obcowanie z grami fabularnymi. To ze "Złotego Smoka" dowiedziałem się o "Magii i Mieczu" które to zacząłem też zbierać poczynając od numeru 11. Tak poznawałem na "sucho" co to są te "gry fabularne", poznawałem je z artykułów, recenzji, scenariuszy. W wakacje 95 roku poprowadziłem moje pierwsze nieudane sesje. Jedną była przygoda wprowadzająca dla jednej postaci w "Kryształach Czasu", później już napisana przeze mnie (i zilustrowana po raz pierwszy i chyba ostatni) przygoda do Strefy Śmierci. W międzyczasie zaś pochłaniałem nowe numery "Magii i Miecza", "Złotego Smoka" i "Talizmana". W wakacje 95 roku poprowadziłem jeszcze jedną sesję. Znamienne jest to że opierała się na moim autorskim systemie (bardzo prostym) dla dzieciaków znajomych (średnia wieku graczy oscylowała tak gdzieś koło 7 lat).

Gdy zaczął się nowy rok szkolny okazało się że w mojej szkole jest jeszcze kilka osób które również grają w RPG. I tak zacząłem grać w "Warhammer Fantasy Role Play", czyli popularnego młotka. Na początku byłem tylko graczem, by powoli z czasem zacząć również mistrzować. Znamienne dla mnie w tym okresie było przygotowywanie przygód i handoutów do nich. Listy, mapki, szkice sytuacyjne, opisy przeznaczone tylko dla jednego gracza. Pamiętam wyjazd do Łodzi po zakup mojego "Warhamca". To był tydzień tuż po święcie Bożego Narodzenia, zimno tak że aż strach, a jak z kuzynem przeczesuję ul. Piotrkowską w poszukiwaniu sklepu Mag, by tam zaopatrzyć się w podręcznik, komplet kości oraz dwa pierwsze numery Labiryntu. Powrót to czytanie podręcznika już w pociągu.

Tymczasem grupa rozrastała się. Poznawaliśmy nowe systemy RPG: Cyberpunk 2020, zachodnie kserówki Earthdawna i Toona. Graliśmy właściwie co tydzień, na początku w soboty w szkole, potem też w naszych domach. A w wakacje nawet częściej. Najlepsze były wyjazdy pod namiot lub wynajmowanie domków gdzieś nad rzeką. W czasie gdy inni upijali się, my graliśmy i też piliśmy ale z umiarem. Wszak sesje były najważniejsze. Kilku Mistrzów Gry, kilkunastu graczy. Zdarzały się 2-3 równoległe sesje trzy razy w ciągu dnia (6-9 sesji dziennie). To były czasy. Wracałem z takich wypadów kilkudniowych kompletnie wyczerpany ale i szczęśliwy. Właściwie cały czas poświęcaliśmy hobby i wzajemnie się nakręcaliśmy. Najlepsze lata RPGowca :)

Gdy zaczęły się studia gry fabularne również były obecne w moim życiu. W akademiku trafiłem do pokoju RPGowców. Poznałem inne style gry, inne systemy, nowych ludzi. I choć nadal najczęściej graliśmy w WFRP to pojawiały się też inne światy i mechaniki. To dzięki tym ludziom zakochałem się w Shadowrunie, to w tym czasie przesiadywałem na uczelni ściągając co ciekawsze strony na dyskietki, to wtedy poznałem FUDGE i później FUZION buszując po internecie.

Lata mijały a ja kupowałem coraz to nowe systemy, nadal zbierałem "Magię i Miecz" i "Portala" (że o innych czasopismach nie wspomnę). W 2000 roku ożeniłem się, potem zostałem ojcem. I nadal gram (a przynajmniej staram się), choć czasu już jakby mniej, co jakiś czas poznaję nowe systemy, nowe rozwiązania, pomysły, mechaniki. Czytam o moim hobby, niekiedy (bardzo rzadko) się udzielam na forach i w komentarzach. Latka lecą, syn mi rośnie i zaczynam powoli wkręcać go w moje hobby. Na razie powoli zaczynam od planszówek, ale mam nadzieję że Krystian poprowadzi kiedyś swojemu staremu jakąś wyczesaną przygodę :)

Czego wszystkim ojcom życzę :)

niedziela, 2 sierpnia 2009

Otwarcie

Otwieram bloga na świat. Czekając na kolejne odcinki Doctor Who majstrowałem przy szablonie i taki jest wynik. Czekam na krytykę.

Niniejszym uważam blog za otwarty :)

piątek, 4 kwietnia 2008

- Masz problem?

- Masz problem?
Takim tekstem (pomijam epitety bo regulamin zabrania) powitał mnie niedawno przed nocnym sklepem jakiś dupek. Czuł się silny, bo za nim stała grupa podobnych mu młodych ludzi których ideałem jest chyba stanie pod nocnym, spijanie piwa lub wina i zaczepianie innych (oczywiście gdy mają przewagę przynajmniej trzy do jednego).
- To chyba Ty - odpowiedziałem bez namysłu i podszedłem do okienka coś kupić. Ale nie o zakupach chciałem.

No właśnie, mam problem? Mam, i to niejeden. Ale tutaj zanudzał Was będę jedynie problemami związanymi z hobby które nas interesuje, czy z tym wszystkim co jest związane z grami fabularnymi. A jakie to problemy? Można rzec banalne.

Starzeję się, trzydziestka na karku a ja ciągle interesuję się tymi śmiesznymi zabawami. Lubię poganiać za smokami, wszcząć burdę w karczmie czy uratować jakąś dziewicę. Jakoś mi to nie przechodzi choć czasu mało, rodziną wypadało by się zająć, zapracować na chleb itp. A i sesji jakoś tak ostatnio (tak gdzieś z pół roku) to nie wiem czy było dwie lub trzy. Ale nadal czytam, ale nadal się interesuję, nadal coś tam kupuję. Mój pierwszy problem to czas, a właściwie jego ustawiczny brak. Ponad trzy tygodnie czytałem Burning Empires, tak gdzieś od początku lutego czytam na zmianę Burning Wheel na zmianę z Shadowrunem 4 ed. I tak się zastanawiam, po co. Małe są szanse że moi znajomi będą chcieli zagrać w Shadowruna czy InSpectres, choć te systemy bardzo mi się podobają. Ostrzę sobie zęby na Savage Worlds Explorer Edition, a na półce kurzy się Earthdawn i Neuroshima. W wiele innych systemów zagraliśmy po jednej czy dwie sesje, choć gramy już od ponad dziesięciu lat.

Z brakiem czasu związane są jeszcze inne problemy. Pierwszy z nich to częstotliwość sesji. W ciągu ostatniego roku spadła do około jednej na dwa miesiące (buuu...). A nowej grupy a tym bardziej wciągać nowych osób jakoś mi się nie chce. Za stary już jestem, lubię pewien styl i nie chce mi się go zmieniać. Inny problem to mój słomiany zapał. Często mam ochotę na coś nowego. Kiedyś wydawało się że mogę to wszystko załatwić za pomocą coraz to nowych systemów. Niestety teraz już tak nie uważam. Jest jeszcze jedna rzecz. W związku z nieregularnymi spotkaniami nie mamy szans na jakąkolwiek dłuższą kampanię. Najczęściej są to jednostrzałówki, lub niedokończone sesje.

Jest jeszcze jeden problem który dostrzegam od paru lat. Jeśli mam prowadzić lubię być obeznany z jakimś settingiem/systemem. Wiedzieć jak dana mechanika działa, na co pozwala,a na co nie. Muszę również znać świat w stopniu wystarczającym bym nie musiał wymyślać zbyt wielu faktów. Dlatego np. Warhammer musi być dla mnie „koszerny” i wszelkie udziwnienia, zmiany realiów czy klimatu nie są przeze mnie aprobowane. Dlatego moje nastawienie do D&D jest raczej negatywne, choć jako gracz potrafię się dobrze bawić.
Przygody. Lubię mieć przygotowany konspekt w stylu opisu miejsc i postaci wraz z ich dążeniami i zachowaniem. Wtedy wiem jak mogą zareagować na działania graczy. I bardzo lubię pisać przygody pod już przygotowane postaci graczy, wtedy wiem już na co mogę sobie pozwolić by problem był, ale nie niemożliwy do rozwiązania. A nie mam możliwości sobie wszystkiego poukładać jak dopiero na spotkaniu okazuje się że to właśnie ja prowadzę a nie kumpel.

Pozostaje jeszcze jeden z grzechów głównych, czyli lenistwo. Wolę zająć się nicnierobieniem niż wymyślać skomplikowane intrygi i ciekawych bohaterów niezależnych.

A najgorszy jest ten „pędzący konsumpcjonizm” i nastawienie na odbiór. Mam tyle różnych notatek, konspektów, pomysłów itp. ale jakoś zamiast pomyśleć nad tym potrafię przez godzinę grać w kulki lub tetrisa, albo rozwiązywać sudoku. Już mnie od tego cholera bierze. Czytam podręcznik i odstawiam na półkę, zamiast wziąć 10 czystych kart postaci i potworzyć postacie, potem pobawić się sprawdzając jak im wychodzą testy itp. Ale na to potrzeba czasu, a tego jak pisałem na początku jakoś brak.

- A Ty. Masz problem?

środa, 25 kwietnia 2007

Start

Dokładnie tydzień temu o piątej rano obudziło mnie walenie w okno. Wstałem śpiąc jeszcze i odsłoniłem zasłonkę by zwymyślać pijaka, który znalazł sobie dziwny sposób na zwrócenie na siebie uwagi. Usłyszałem tylko dwa słowa.

- Pali się!

Przebiegłem do drugiego pokoju by zobaczyć płomienie odbite w oknach garażu. Zamknąłem drzwi. Teraz już nie pamiętam za co złapałem najpierw. Wiem tylko że zdołałem jakoś wykręcić 112, równocześnie budząc mojego 6-o letniego syna i szukając naszych ubrań i tłumacząc policjantowi przez telefon, że nie mogę już dłużej rozmawiać bo mam w domu dziecko które muszę ubrać i wyprowadzić z domu. Nie dalej jak 5 minut później byliśmy już na zewnątrz a straż pożarna przystępowała do gaszenia drewnianej przybudówki. Sytuację udało im się opanować błyskawicznie, dwie godziny później zwijali sprzęt.

Spytacie się pewnie po co to piszę. Po co urządzam takie osobiste wycieczki? Otóż w sobotę zacząłem pakować moją biblioteczkę, owoc ponad piętnastoletniego kolekcjonerstwa i zbieractwa, przetrząsania antykwariatów i stoisk z tanią książką. Zacząłem się zastanawiać co bym starał się wynieść z domu jakby okazało się że sytuacja jest trudniejsza do opanowania. Tak naprawdę nie zastanawiałbym nad książkami, sprzętem czy meblami. Najwyżej parę ubrań i parę osobistych drobiazgów. O zdjęciach dzieci pomyślałem, następnie laptop. Stacjonarny mógłbym mieć problem wynieść. Tak samo została by moja płytoteka. Choć niektórych albumów szukałem i parę miesięcy, to mam kopie na twardzielu laptopa bo tak łatwiej słuchać. Złapałbym teczkę z dokumentami, choć raczej dlatego że wszystkie są w starym neseserze, więc łatwo było by mi je wynieść. Lodówki i pralki nie wytargam, z telewizorem też mógłbym mieć problem, więc musiałyby poczekać.

Spłonęłyby wszystkie moje książki, podręczniki, czasopisma. Wszystkie numery Magii i Miecza, komplet Portali i Złotych Smoków, kilka Talizmanów, jeden Kruk i dwie Legendy poszły by z dymem razem z przeszło dziesięcioma rocznikami Nowej Fantastyki.

Pakując moją bibliotekę do kartonowych pudeł zacząłem się zastanawiać, który podręcznik chciałbym zachować, który system RPG chciałbym ocalić? WFRP I edycja? Wszak to pierwszy system w który grałem i z którym tyle jest wspomnień. A może Dzikie Pola przez które pokłóciłem się z kumplem jeden jedyny raz, i to na całe 5 minut, po czym poprowadziłem sesję w której immersja graczy była tak wielka że sam przeraziłem się sytuacji do jakiej doprowadziłem sam jako Starosta Gry? Cyberpunk 2020, Aphalon, Wiedźmin? Shadowrun, który osobiście uwielbiam a gracze nie chcieli nawet spróbować? Wampira? Czy może jeszcze jakiś inny. Jeszcze mam ich kilkanaście na półce. Wszak jestem zbieraczem.

I wiecie co? Za nic nie umiem wybrać. Jak już przychodzi co do czego to mam problem. Bo każdy system przywołuje wspomnienia, te miłe. I nie ważne, że mechanika WFRP i Wiedźmina ssie. Na Wampira miałem w pewnym momencie odruchy wymiotne, a w Gasnących Słońcach nijak nie dało się powiązać postaci kapłana ortodoksów, Hazata przywiązanego do tradycji, przemienionej i kajdaniarza, bo takie mniej więcej postacie przynieśli kiedyś gracze na sesję. Niestety mam problem by wybrać ten jeden podręcznik do uratowania.

A wy?